Wybaczcie, że tak mało piszę, jakoś mi nie po drodze… Mobilizuję się czasem tylko ze względu na Was, że się dopytujecie, martwicie i nawet mejle dostaję… 😉 Dziękuję bardzo za troskę!
Co więc u mnie? A no jestem w Polsce, tak jak było zaplanowane. 10 marca wieczorem przyleciałyśmy z córą. Gdyby mi jednak choć przez myśl przeszło, że może się aż tak podziać, że pozamykane będą granice, lotniska… to bym nie przyleciała, tylko siedziała na dupie z mężem w domu. Niestety, stało się jak się stało. Na razie jeszcze mam cień nadziei, że jednak jak miną te zapowiedziane 2 tygodnie zamknięcia lotnisk, to je otworzą i mój lot 4go kwietnia się normalnie odbędzie. Niektórzy z Was powiedzą pewnie, że to szaleństwo, lecieć do UK, kiedy tam nic nie robią w walce z koronawirusem (no teraz zaczęli, sorry). Ale cóż. Tam jest mój mąż, tam jest mój Dom, tam jest moje życie i moje miejsce na Ziemi (póki co). Tzn najważniejsze to, że mąż. Został tam sam a wizja tego, że te lotniska mogą pozostać zamknięte na długie miesiące i że on tam ciągle będzie sam i niedaj Boże go ten wirus dopadnie, paraliżuje mnie. Paraliżuje mnie też, NIESTETY, wizja mieszkania z moją mamą kilka miesięcy, z ograniczonymi w dodatku możliwościami spędzania czasu poza domem… Już jest ciężko, a co dopiero jakby miało to potrwać do czerwca na przykład…
Tytuł wpisu jest taki ponieważ ten zasrany koronawirus psuje wszystkim plany. Zmusza do rezygnacji z wakacji, do rezygnacji ze spotkań towarzyskich… zmusza do siedzenia w domu jak więźniowie bez mała. Lecąc do Polski cieszyłam się jak głupia!
Rozmowy z moją mamą przed wylotem brzmiały mniej więcej tak:
Będziemy spacerować codziennie! Pójdziemy na basen! Zgadamy się całą rodziną na kręgle! Pojedziemy nad zalew! Odwiedzę teściów! Zrobimy urodziny psu dla jaj i fanu i okazji spotkania z rodziną (w końcu pies kończy 15 lat za kilka dni) WYPRAWIMY IZY ROCZEK! Tyle planów i wszystko strzelił chu*.
W maju mieliśmy lecieć z Mężem i Córą na wakacje! Pierwsze z córą, wyczekane i jak dla mnie wymarzone, bo WYspy Kanaryjskie marzyły mi się od zawsze. Ten wyjazd miał być też uczczeniem 30-stki Męża. Niestety. Przez je*any koronawirus wszystko strzelił chu*! Mało tego, za same wakacje będziemy prawdopodobnie stratni, gdyż nie zapowiada się jakoby Angla lub Hiszpania zamykała lotniska, a to oznacza, że nie będzie powodu dla którego Ryanair miałby oddać nam pieniądze za lot… a to kwota około 350 funtów była (nie jestem pewna bo było płacone razem z hotelem, to chociaż tyle, że za hotel mamy gwarancję zwrotu).
W lipcu mieli przylecieć do nas do UK moi rodzice i chcieliśmy ich zabrać na jakąś wycieczkę, póżniej miała przylecieć moja przyjaciółka K. z Holandii wraz z rodziną. Wszystko strzelił chu*. Najbliższe miesiące spędzimy wszyscy siedząc w domach, srając po gaciach, martwiąc się o rodziny. Przy dobrych wiatrach, na Boże Narodzenie będzie względnie normalnie i wtedy przylecimy do Polski razem, we trójkę.
Czuję jednak, że mój powrót do UK może na prawdę nadejść za 2-3 miesiące dopiero. Załamę się, bo niestety. Nie czuję się u mojej mamy super. Nie dlatego, że daje mi odczuć, że ma mnie dość, że jestem jej ,,smierdzącym po tygodniu gościem”, nie. Dlatego, że moja mama to moja mama, wiecznie się we wszystko wtrącająca i nie zdająca sobie sprawy, że czasami nie tylko tym wkurza. Czasami tym rani……………. I całe szczęście, że jestem dowartościowana przez męża i czuję się dobrze sama ze sobą i jej gadanie nie wywiera na mnie wielkiej presji… Ale i tak jej wygarnę, jak nadarzy się okazja, i spróbuję ją przekonać, żeby czasem się zastanowiła co mówi.
Tak więc kolorowo nie jest, ale za pewne u Was wszystkich podobnie. Temat wirusa dotyka nas wszystkich, i wiem, że może nie powinnam rozpaczać nad tym, że psuje mi on plany, a powinnam się martwić po prostu o zdrowie i to by mnie i moich bliskich nie dopadł, ale no.. jest mi zwyczajnie przykro, że to wszystko się posypało. A najbardziej, że nie mogę normalnie wyprawić mojemu dziecku Roczku. Bo ten roczek jest tylko raz… To szczeście w nieszczęściu, że jej to jeszcze obojętne i nie muszę jej tłumaczyć, czemu nie ma gości… 😦
Z przyziemnych spraw to mam mało ciuszków dla Izy i jak zostaniemy tu na dłużej to mi zaraz wyrośnie i będzie klops, bo sklepy coraz bardziej pozamykane a i unikać tak na prawdę ich trzeba (ja sie serio zaczynam bac wychodzic z domu). Mamy tu też mało zabawek, bo myślałam sobie, że 3 tygodnie to wytrzymamy, no i na roczek pewnie coś podostaje…….. A uwierzcie, siedzenie w domu całymi dniami z roczniakiem bez zabawek wymaga sporo kreatywności. Po za tym gwiazda po 1 zaczęła się znów domagać w nocy mleka, choć już pawie pół roku go nie jadła, oraz postanowiła zaczynać dzień o 5:30. Żyć nie umierać. Nie dość, że jestem nie wyspana to jeszcze te nudne dni w domu są dłuższe! MASAKRA!
Dzięki jak ktoś dotrwał do końca! Dawno nie było chyba tak przepełnionego samymi złymi wieściami posta. No, taka to moja terapia. To, że się mogłam tu ,,wygadać” zmotywowało mnie, żeby w ogóle w końcu coś Wam napisać.
Życzę Wam zdrowia kochani w ten czas zarazy! Uważajcie na siebie, myjcie ręce i #zostańciewdomu! Kiedyś wszystko wróci do normy! Kiedyś musi.