Obiecałam, że coś napiszę, no to się zebrałam i piszę. Nie wiem od czego zacząć. Kiedy ostatnio pisałam? Sprawdziłam. W czerwcu. Grubo. Haha, no nie sądziłam, że aż tak… No więc dużo bym mogła opowiadać, co się działo przez ten czas, z resztą nie o to chodzi jak co komu wychodzi… Yy o czym to ja pisałam? Ah tak. Krótkie streszczenie:
Na początku lipca była u nas siostra mojego męża ze swoim mężem i dziećmi. Wypożyczyliśmy auto 7 osobowe, żeby gdzieś pojechać. No i zaliczyliśmy dwie fajne wycieczki. A nasza córa, jakby ktoś pytał, to bezproblemowe dziecko. 🙂 Można z nią jechać na koniec świata. Byle jej dać jeść na czas, a tak to w wózku czy w samochodzie grzecznie siedziała. A miała wtedy ledwo 3 miesiące skończone! 🙂
Potem lipiec się szybko zsunął i nadszedł sierpień i wylot do Polski. Pamiętam jak w lutym, jeszcze w ciąży kupowałam bilety samolotowe, na tą podróż. Musiałam już wtedy podać imię dziecka, i to wtedy zostało przyklepane już na pewno imię Izy. Wiadomo, że można zmienić potem rezerwację, no ale jednak została Iza. 😀 Bałam się strasznie jak to będzie z tym lotem i w ogóle taskaniem na lotnisku z dzieckiem i walizami, ale jak zwykle nie taki diabeł straszny, jak się okazało. No i córa jak zwykle nas nie zawiodła. Kochana jest. 🙂 Cały lot przespała, obudziła się na lądowanie, a jak trochę trzęsło to się cieszyła. 😀
Cudowne prawie 2 miesiące w Polsce, oczywiście zleciały strasznie szybko. No i cudowne to były, dopóki byłam w mojej Mamy.. 😀 Chrzciny Izuni przeszły jakoś, bez szału.. Nie stresowałam się jakoś, baa, podeszłam do nich tak beztrosko, że nie pomyślałam w ogóle o zdjęciach! W ostatniej chwili szwagier męża coś pstryknął i… porażka. Ale cóż. Nie zdjęcia najważniejsze.. 😉 Czas w moim rodzinnym mieście był wspaniały. Codziennie spacerowałyśmy z mamą jak i z Kuzynką mogłam się widywać. Chodziłyśmy razem na spacerki z córeczkami. Masakra, do czego to doszło!!! 😀
Ostatni tydzień pobytu, był jednak horrorem. 1 października przyleciał mój mężu i byliśmy jeszcze 2 dni u moich rodziców, a potem pojechaliśmy do teściów. Gdzie miejsce miała impreza urodzinowa teściowej. Niestety chyba nie posłużył mojemu dziecku. Ogólnie byłam wściekła. Leżało sobie dziecko w wózku i nawet nie wiedziałam kiedy a nagle ktoś ją nosi… tysiąc twarzy, tysiąc zapachów, harmider… Skończyło się to najgorszą nocą w życiu! Iza darła się (tak darła, a nie płakała) pół nocy i ciężko było ją uspokoić. W końcu jej nerwy przeszły na mnie, a potem to już w ogóle masakra. Najgorsze, że dopiero teściowej udało się ją uspokoić… Jakoś w końcu zasnęliśmy koło 4 rano, i dzień toczył się normalnie, ale o 17 Iza usnęła na drzemkę (przynajmniej tak myślałam) ale już się nie obudziła do 8 rano!!! Bidulka. Byłam wściekła, bo oni wszyscy tam dziecko jak zabawkę sobie noszą, przytulają, gadają. Nie pomyślą, że po 1, ja mogę sobie tego nie życzyć, a po 2, że my jesteśmy w UK sami i Iza nie jest przyzwyczajona do takich tłumów, po 3, że jak mi ją będą przez tydzień całymi dniami nosić, i zabawiać, to ja wrócę do UK i nie będę mogła na 10 minut jej zostawić samej z zabawkami, żeby cokolwiek zrobić.. i tak też było, pierwsze kilka dni po powrocie były ciężkie.. ale jakoś ją odzwyczaiłam. (jakby ktoś pytał, to nie zostawiałam, żeby się wypłakała 😛 Tylko przychodziłam, przytulałam, uspokajałam. A jak się uspokoiła znów odkładałam i tak coraz dłużej zostawała sama.) ale i tak wszystko co dobre szybko się kończy, bo i tak już jest tak ruchliwa (zaczęła pełzać) i tak ciekawa świata, że i tak przestała być bezproblemowa, bo albo gdzieś pełznie i trzeba pilnować gdzie paluchy i głowę wtyka, albo krzyczy, bo chce oglądać świat z wysokości, albo chce do innego pokoju iść. 😀
Wracają do tematu pobytu u teściów – tam na miejscu szwagier też ma małe dziecko, drugą córeczkę 5 miesięcy starszą od mojej Izy. I oni z tego co widzę większość rzeczy w kwestii wychowania dziecka robią zupełnie inaczej niż ja. Ja się nie wtryniam, każdy robi co chce ze swoim dzieckiem, ale też nie pytam o rady! A oni wszyscy z teściową na czele i tak pytają czemu nie dajesz jej jeszcze kleiczku? A dawałaś jej już chrupki kukurydziane? A może chcesz taki jogurcik jej dać??? Nie daję bo jeszcze jest za wcześnie. Chrupki są zbędnym zapychaczem dla niemowlaka (a jakim brudzącym!). A tego jogurciku to sama bym jeść nie chciała! (chodziło o Nestle Jogolino – dziękuję bardzo za JOGURT, którego nie trzeba trzymać w lodówce (sic!), który zawiera maltodekstrynę, cukier, sztuczne aromaty i całe 3.5% owoców!) Mówcie co chcecie, ale akurat wpojenie dobrych nawyków żywieniowych dziecku to mój najwyższy cel, bo ja miałam wpojone chujowe i będę się z tym borykać do końca życia. A i nie widzę sensu i rozsądku w dawaniu dziecku takiej chemii, skoro mogę dać jej świeży jogurt ze świeżymi owocami! W dzisiejszych czasach, taka nieświadomość i nie czytanie składu tego co daje się dziecku, to zwykła ignorancja. A niestety, większość powszechnie znanych produktów dla niemowląt dziś to chłam… 😦 A ludzie to łykają, wierzą, że jak pisze, że dla dzieci to zdrowe. Do niedawna też tak myślałam ( w sensie dopóki nie zaszłam w ciążę).
Dobra nie jestem tu, żeby Was pouczać co dawać dziecku jeść. 😛 Ale no podsumowując irytuje mnie to, że u teściów to ja jestem kosmitką, bo niby wymyślam itd. A co ich to obchodzi?! Ja się nie wtrącam w to co jedzą obce dzieci. Chyba, że ktoś mnie zapyta o poradę. 🙂
Także ten. Po powrocie ciężko było wrócić do rzeczywistości ale jakoś się udało. Na potrzeby małej musieliśmy trochę przemeblować salon, kupiliśmy ogromną matę na podłogę (nie mamy dywanu, a podłoga zimna) i kojec na awaryjne chwile gdy będę chciała iść siku albo jako karnego jeża. 😀 Iza dopiero pełza, ale wolę być gotowa. Bramki na schodach też już są. Tzn na górze, bo już na prawdę pokonuje spore dystanse i mogłaby się do schodów dotoczyć i stoczyć… Rozszerzamy również dietę i idzie nam… nie wiem jak. Bo robię to pierwszy raz. 😀 Ogólnie to w sumie wszystko co jej dam raczej jej smakuje (tak wnioskuję ochoczego otwierania buzi bo kolejne łyżeczki) ale zjada kilka łyżeczek i tyle… butla musi być. Czasami zje więcej, ale to musi mieć lepszy dzień a jedzenie.. słodkie. Choć raz zjadła pół słoiczka Marchewki z Ziemniakiem i domiksowanym do tego gotowanym indykiem. Wiem, że z jednej strony ma czas, ale z drugiej no to nie wiem, w jakim wieku powinna faktycznie pozwolić zastąpić sobie butlę posiłkiem stałym? Może opowiecie jak to było u Waszych pociech? 😛
Po za tym mamy za sobą pierwszy katar, który zaczął się w Polsce i ciągnął prawie miesiąc, przerodził się potem w zapalenie ucha i zaliczony pierwszy antybiotyk! Antybiotyk skończony, katar też ucichł, ale teraz kaszle, mokro i charczy jej gdzieś tam flegma. No ale lekarz ją widział i ucho już w porządku a i w płucach i oskrzelach czysto… Yh.. A ten kaszel ją nieźle męczy w nocy… ale cóż mogę pomóc? Inhalować się nie chce… ni chu chu.
Ogólnie to by było tyle.. W sumie gadam tylko o córze, ale o czym innym bym mogła? 😛 Mogę jeszcze powiedzieć, że ponad miesiąc bez męża z jednej strony nie był taki straszny, myślałam, że ciężej będzie tam na miejscu, bo chyba nie było czasu na myślenie i tęknienie.. ale już jak zaczęłam kilka dni przed jego przylotem do Polski myśleć o tym, że zaraz go zobaczę itd.. to dopiero poczułam, jak mi go brak. Dobrze nam zrobiła ta rozłąka.. 😉 Z ciekawostek jeszcze taka sprawa, że ci znajomi co mieszkali 3 piętra nad nami jak mieszkaliśmy w bloku, też kupili dom, 10 minut piechotką od nas a w dodatku niedawno się pochwalili, że też są w ciąży! 😀 Także całkiem fajnie. 🙂 Z najbliższych planów to Święta i Sylwester siedzimy w domu, bo Mąż pracuje… Lecimy do Polski na przełomie Marca i Kwietnia na Izy roczek. A potem w Maju na Canary 😀 Marzenia się spełniają (choć wiem, że niektórzy powiedzą, że oklepane i wszyscy tam latają… ale mi to lotto). No i nie wiem co jeszcze. Ah, w styczniu wracam do pracy… o ile firma się zgodzi na moje wymagania. 😀
Na razie to tyle, wybaczcie nieobecność… Nie obiecuję za wiele, ale może cosik wrócę do żywych. 😀 Buziaki!